Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Michał Kłosowski  21 listopada 2014

System informatycznej niekompetencji

Michał Kłosowski  21 listopada 2014
przeczytanie zajmie 4 min

Udzielenie błogosławieństwa mechanizmom wolnorynkowym, które miało na celu stworzenie lepszego (w domyśle tańszego niż państwowy) systemu obsługującego wybory było błędem.

Na samym początku pragnę zapewnić, że nie jest moją intencją atakowanie kapitalizmu jako takiego. Chcę jedynie wskazać, że w instytucjach państwa powinny istnieć pewne mechanizmy, dzięki którym będzie ono zabezpieczone przed ewentualną niekompetencją, doraźnością oraz cięciami kosztów charakteryzującymi często kapitalizm w jego nadwiślańskiej formie. Jednym z takich obszarów są wybory.

Wydarzenia ostatnich dni mogą szokować; działania Państwowej Komisji Wyborczej także.

Ale nie mniej powinno zaskakiwać internetowe „oburzonko” i wieszanie psów na członkach PKW.

Szczególnie, że w każdym z tych ataków pomijane są kwestie zasadnicze dla całej sprawy. Są nimi zagadnienia związane z samym systemem informatycznym, kulisami jego stworzenia i ideą, jaka za tym stała a także problem samego przeszkolenia pracowników i obsługi; na końcu zaś serwery. Wszystkie te, bardzo techniczne, kwestie niezbędne są dla zrozumienia obecnego kryzysu.

Zacząć należy od tego, że samo przekazanie tego systemu, jego stworzenia i obsługi w ręce prywatne było błędem. I to abstrahując od kwestii związanych z wolnym rynkiem czy konkurencyjnością.

W życiu bowiem każdej społeczności a zwłaszcza demokracji istnieją newralgiczne obszary, nad którymi pieczę sprawować powinno państwo i jego instytucje. Nie jest tak tylko w przypadku energetyki ale również w przypadku mechanizmów regulujących najważniejsze prawa danej społeczności. Takie właśnie jak możliwość głosowania i wyboru swoich przedstawicieli. Dla przykładu, w krajach o znacznie dłuższej historii demokracji i gospodarki wolnorynkowej czyli USA i Wielkiej Brytanii zabezpieczeniem wyborów zajmują się specjalne komórki państwowe. Dbają one nie tylko o to, aby sam akt głosowania odbywał się w odpowiedni sposób. Ich zadaniem jest również ochrona informatycznych mechanizmów wyborczych – systemów liczenia głosów, jego kodu źródłowego i serwerów.

Przed czym mają zabezpieczać? Chociażby przed coraz bardziej zagrażającym im cyberterroryzmem, wykorzystywanym przecież obecnie przez niektóre państwa do wykradania danych, technologii ale także przed manipulowaniem informacjami. Dane bowiem są dziś potężną bronią. Ktoś może zapytać w jaki niby sposób przeszkadzać temu może oddanie pieczy nad jego tworzeniem w ręce prywatne? Nieprawidłowo działający system wyborczy jest trochę jak broń masowego rażenia – jego eksplozja może przynieść dramatyczne skutki. Czy więc, budując bombę atomową, Amerykanie oddali jej tworzenie w ręce prywatnego przedsiębiorcy? Oppenheimer i jego drużyna zamknięci zostali w RZĄDOWYM ośrodku badawczym, gdzie mieli zapewnione wszystko, co było potrzeba, znajdowali się jednak pod stałą ochroną i kontrolą, co zapewniać miało uchronienie projektu przed infiltracją z zewnątrz. Przypomnieć można oczywiście, że nie udało się to w zupełności. Wolny rynek i własność prywatna tym się jednak charakteryzują, że ich warunkiem koniecznym jest nieograniczony przepływ ludzi, kapitału i pomysłów. Co za tym idzie, dużo trudniej jest go kontrolować. A niekiedy nawet zapłacenie odpowiednich pieniędzy nie wystarczy, aby zniechęcić kogoś do ujawniania sekretów, w tym wypadku państwowych.

Drugą rzeczą, niemniej ważną niż sam system, są serwery. Przeliczone bowiem informacje wysyłane są na serwer, który je gromadzi. O ile dobrze rozumuję, „nieszczelność” informatycznego systemu wyborczego polegać może nie tylko na „dziurawym” kodzie, ale także na niewystarczającym zabezpieczeniu serwerów. Te bowiem, aby przyjąć informacje wysyłane przez system wymagają od nich klucza uwierzytelniającego, który posiadać powinien każdy plik. I tu dochodzimy do kwestii istotności tego, kto zarządza takim serwerem i – poniekąd – gdzie się on znajduje.

Nie chcąc wchodzić na grunt teorii spiskowych, co najmniej nie fortunnym wydaje się decyzja o wykorzystywaniu w krajowych wyborach systemu serwerów rosyjskich.

I to bynajmniej nie z powodu znanych i oczywistych antagonizmów między naszymi krajami a bardziej ze względu na potwierdzoną przekupność i problemy z ochroną rosyjskich systemów oraz fakt wykorzystywania przez Federację cyberterroryzmu (vide nie tak dawne wydarzenia w krajach bałtyckich) do osiągania własnych celów. Że o postaci Edwarda Snowdena, któremu FR udzieliła schronienia nie wspomnę.

Domyślam się, że nie będąc ekspertem w tej sprawie, a starając się jedynie podążyć za tzw. zdrowym rozsądkiem wiele z moich obaw może zostać podważonych. Można też zadać pytanie – co w zamian?

Stawiam tezę, że należy utworzyć państwowy system wyborczy, znajdujący się nie pod możliwą kontrolą czy wpływem wielu, różnych i rozsianych po całym świecie podmiotów, lecz pod kontrolą Rzecznika Praw Obywatelskich albo MSW.

Za wyjściem takim przemawia kilka argumentów.

Pierwszym z nich jest zwiększenie bezpieczeństwa. Minister Spraw Wewnętrznych, dysponujący w swojej gestii działaniami ABW może lepiej, bardziej dokładnie, przyglądać się nieprawidłowościom w działaniach członków komisji. Przeniesienie serwerów z powrotem do kraju byłoby kolejną korzyścią, ukróciło by drogę prawną, niezbędną do ich weryfikacji i zmniejszyło by podejrzenia o ich potencjalne sfałszowanie. Łatwiejsza byłaby też walka z cyberterroryzmem, ponieważ MSW już dziś, we współpracy z innymi podmiotami, z MON na czele, działa na rzecz ochrony polskiego Internetu przed niepożądanymi wpływami.

Stworzenie państwowego systemu informatycznej obsługi wyborów miałoby też korzyści materialne. Jeśli przeprowadzone byłoby we współpracy z wiodącymi, krajowymi ośrodkami informatycznymi, pozwoliło by na ich rozwój oraz zapewniło kilka dodatkowych miejsc pracy. Jednocześnie zachowana zostałaby ciągłość, w sytuacji kiedy dziś mamy do czynienia z niekończącymi się przetargami i przekazywaniem jednej z najważniejszych dziedzin życia demokracji z jednych rąk do drugich. Byłby to także impuls do rozwoju nowych technologii informatycznych.

Kolejnym, choć pewnie nie ostatnim plusem takiego zabiegu jest zwiększenie kontroli i zaufania społecznego do instytucji demokracji. Już bowiem słyszę głosy, że przekazanie mechanizmów wyborczych bardziej w stronę państwa niż prywatnych przedsiębiorców spowoduje, że będziemy jeszcze bardziej oszukiwani i nie doinformowani niż obecnie. Jest to oczywista nieprawda, którą można usłyszeć tylko w społeczeństwie o tak głęboko zakorzenionych postawach antypaństwowych jak polskie. Oczywiście, wynika to z naszej historii, w której przez wiele lat władza nie należała do społeczeństwa, była narzucona odgórnie i należało z nią walczyć. Problem polega tylko na tym, że taki stan nie może trwać wiecznie. A jeśli nie zreformujemy samego mechanizmu wyborów, zagrożenie takie jest wciąż możliwe.